KRESOWE STANICE nr 68) Jakże nie kochać terenów o zjawiskowej przyrodzie i ciepłym klimacie międzyludzkim? Jakże nie wielbić sztuki i zwyczajów tych ziem? Jakże nie cenić tego, co najlepsze i co wyrosło z wielowiekowej tradycji? Jakże wreszcie nie wtórować zachwytom Adama Mickiewicza, Marii Konopnickiej i Mieczysława Karłowicza? W moim przekonaniu byłoby to swego rodzaju świętokradztwo. Odkąd sięgam pamięcią byłam, jestem i pozostanę naznaczona Kresami. Nie tylko z racji „przynależności plemiennej”, o której opowiem nieco później, lecz głównie z racji wykonywanej pracy i trzech artystycznych profesji. Jednak swą wypowiedź rozpocznę od dość zabawnego przypadku. Otóż mój dom rodzinny znajduje się na ul. Kresowej. Czyżby szczęśliwy traf? Może tak, może nie. Tak czy inaczej od kilku ładnych lat mam przyjemność być Dyrektorem ds. Kultury i Sztuki Fundacji Polonia Union (dawniejsza nazwa Fundacja Solidarność-Wschód). To właśnie z tą organizacją udało się zrealizować wiele wartościowych przedsięwzięć kulturalnych, nakierowanych m.in. na promocję dawnych rubieży. Partnerowali nam: Stowarzyszenie Rodzin Osadników Wojskowych i Cywilnych Kresów Wschodnich, Stowarzyszenie Współpracy Polska-Wschód, Centralna Biblioteka Rolnicza im. M. Oczapowskiego, Biblioteka Publiczna im. Z. J. Rumla, Biblioteka Publiczna im. Ks. J. Twardowskiego, Kościół środowisk Twórczych i in. Większość owych wydarzeń artystycznych dotykała sztuki, twórców, wydarzeń bądź też postaci, zapisanych złotymi zgłoskami na kartach historii Kresów Wschodnich. Przygotowując programy, opracowując scenariusze oraz słowa prowadzenia spotkań edukacyjno – kulturalnych docierałam do źródeł nieprawdopodobnie ciekawej wiedzy, którą potem chciałam się dzielić z audytorium. Otwierając drzwi do świata, który kiedyś całkowicie był naszym, zagłębiałam się w nieskończony ocean piękna ludzi, sztuki, nauki, historii, odkrywałam na nowo to, co nas kształtowało i budowało naszą polską tożsamość. Przyznam, iż miałam dobry grunt, bowiem mój ukochany mąż, Czesław, urodził się i wychował w Grodnie! Dodatkowy fakt, że pracujemy razem w Fundacji na rzecz Polonii i Polaków spoza granic kraju, jeszcze bardziej wzmacnia moje uczucia do tych obszarów. Poza tym, moje korzenie rodzinne również wiodą na Wschód. I teraz wrócę do przedstawienia jednej z najważniejszych dla mnie osób – mojej babci.
Na wstępie zaznaczę, że wszystkie babcie są najwspanialszym wynalazkiem Boga. I stwierdzam to z pełnym przekonaniem. A jeśli jeszcze pochodzą z Kresów, stanowią dla rodziny prawdziwy podarunek od losu. Miałam wielkie szczęście być wychowanką takiej właśnie istoty. Otóż moja świętej pamięci babcia Janina urodziła się i przez okres dzieciństwa mieszkała w Nowogródku, w powiecie Niemeńskim. Tak ma wpisane w dokumenty. W dowodzie osobistym z okresu PRL-u w miejscu urodzenia widnieje ZSRR, natomiast w papierach sprzed II wojny światowej stoi napis - Carska Rosja. Dodam, że urodziła się w roku 1906, a zatem w czasie, gdy ziemie te znajdowały się pod zaborem Rosyjskim i uznawano je za terytorium Imperium Rosji. Nie bez przyczyny o tym mówię, gdyż to miało znaczny wpływ na kształtowanie się kręgosłupa moralnego i świadomości mojej babci. Jako dziecko żyła wśród Polaków, Rosjan, Białorusinów, Litwinów, Żmudzinów i Żydów. I ta mieszanka narodowości, a co za tym idzie – kultury i sztuki, zwyczajów, obrzędów, języków odcisnęły swą pieczęć na jej sercu i umyśle. Stale podkreślała: „Różni nas wiele i to jest wspaniałe, jednak to, co różni nie musi nas dzielić”.
Babcia będąc małą dziewczyną przyjaźniła się z Żydówką i Litwinką, bo mieszkały obok siebie. Ale nawet później, po przeprowadzce do Piotrkowa Trybunalskiego i po wojnie do Szczecina, zawsze miała wiele życzliwości dla innych narodowości słowiańskich. Mawiała: „Nam Polakom bliżej do Wschodu, niż Zachodu, bo łączy nas słowiańska śpiewna dusza przepełniona uczuciowością i gościnność: gość w dom – Bóg w dom!”. Człowiek zawsze był ważny, a tuż za nim uczciwość, życzliwość oraz szacunek dla ludzkiej odmienności i zachowań. W duchu owych wartości wyrastałam. Pomimo, iż pewniki nabyte w dzieciństwie, dziś już „trącą myszką”, a człowiek im hołdujący uchodzi za dziwaka, pozostaną moimi na zawsze. Smutno mi czasem, gdy widzę z jaką łatwością, niemal każdego dnia, wyrzekamy się wiary naszych przodków, bo to nie idzie z duchem czasu, honor i uczciwość zamieniamy na tanie cwaniactwo i wygodnictwo, życzliwość niemal całkowicie zanika i pojawia się szczelne zamknięcie na drugiego człowieka, patriotyzm oparty na miłości do ojczyzny przybiera zniekształcone formy szczucia politycznego, przepełnionego nienawiścią i uprzedzeniami. Jednak, by zachowań odartych z miłości do bliźniego, było coraz mniej, warto przybliżać następnym pokoleniom walory nacechowane dobrem, prawdą i pięknem. A właśnie bonum, pulchrum i verum (łac.) w największej dawce mieści się w sztuce. Jan Paweł II mawiał: „Świat bez sztuki naraża się na to, że będzie światem zamkniętym na miłość”. I dlatego, jako śpiewaczka po Akademii Muzycznej, malarka po Akademii Sztuk Pięknych i autorka książek, czyli osoba żyjąca sztuką na co dzień, pragnę zaprosić wszystkich chętnych do artystycznej wyprawy na Kresy. Dla jednych będzie to wojaż sentymentalny, a dla innych odkrywczy, lecz zapewniam – ciekawy. A jakie odwiedzimy miejsca opowie artykuł Artystyczna podróż po Kresach - część 1 – Lwów. --- czytaj tu
Aneta Skarżyński