Hans Christian Andersen: "...Życie każdego człowieka jest baśnią napisaną ręka samego Boga...". Czasami zdarzają mi się sny w kolorach monochromatycznych. Wtedy odnoszę wrażenie, że oglądam obraz przez szkło w jednym odcieniu. Poruszam się normalnie, jak to we śnie, ale powietrze i wszystko co mnie otacza spowija jedna barwa, amarantowa lub jak kto woli - purpurowa. Uczestnictwo w akcji owego filmu stanowi dla mnie dość osobliwe doznanie. Szczególnie, gdy niesie ze soba mega-mocne przesłanie. Wizję senną postaram się opisać możliwie najdokładniej... Jestem w obcym mieście ze znajomą. A sądząc po odczuciu zażyłości, chyba koleżanką. Nie pamiętam jej imienia, jedynie profesję: pracuje jako dziennikarka, pisząc wywiady z interesującymi ludźmi. Zrządzeniem losu obie znajdujemy się na stacji w jakimś małym miasteczku zabitym dechami gdzieś na wschodzie Europy. Kręcimy się po dworcu, aż wreszcie trafiamy w podziemia do składu starych wagonów. Tam spotykamy niezidentyfikowanego mężczyznę, który podchodzi do dziennikarki i morduje ową dziennikarkę dosłownie na moich oczach, skręcając jej kark. Nie uciekam, nie krzyczę, nie panikuję. Ze stoickim spokojem przyglądam się zdarzeniu, jakby było czymś zupełnie naturalnym. Ni z tego ni z owego zalewa mnie fala bezwarunkowej miłości i silna potrzeba modlitwy. W dodatku nie za duszę nieżyjącej, a za duszę mężczyzny. Podchodzę więc i go mocno obejmuję. On się poddaje, jak czemuś najzupełniej normalnemu. Przytuleni płaczemy oboje, on i ja, w poczuciu pełnego zaufania, tuż obok bezwładnego ciała kobiety. Wiemy, że dokonało się coś, co się musiało dokonać. Teraz istnieje już tylko wszechogarniająca harmonia i poczucie jedności z całym wszechświatem.
Budzę się. Co ciekawsze nadal odczuwam duchową łączność z bohaterami snu. A przecież zupełnie nie są mi znani w tzw. realu. Stan szoku trwa kilka godzin. Dziesiątki pytań kotłują się po głowie, lecz próby racjonalnego wyjaśnienia sennego doświadczenia na nic się zdają. Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko się poddać. Odpowiedź zna tylko dusza. A tak w ogóle to czy warto z poziomu świadomości pojmować coś, co nie do końca podlega rozumowi?