A jednak są na tym świecie sprawy, o których się filozofom nie śniło. O jednej z takich opowiem za chwilę, lecz nim do tego dojdę, pozwolę sobie przytoczyć myśl, ujętą przez Gregga Bradena w książce Boska Matryca. Fizyk powołuje się na badania naukowców, którzy zaobserwowali, że cząsteczki światła - zwane fotonami - ulegają bilokacji - są w dwóch różnych miejscach naraz, oddzielone od siebie odległością wielu setek kilometrów, dokładnie w tym samym momencie. Od DNA naszego ciała po atomy wszystkiego innego, wszelkie rzeczy w naturze zdają się wymieniać informacje szybciej, niż przewidywał Albert Einstein. Fizyk twierdził, że wszystko w każdej chwili może się przemieszczać, w dodatku szybciej od prędkości światła. Co ciekawsze, podczas niektórych eksperymentów dane docierały na miejsce przeznaczenia nim opuściły miejsce pochodzenia! Czy to oznacza, że rzeczy są zdolne do przemieszczania się szybciej od prędkościi światła i mogą być w dwóch miejscach w tym samym momencie? A jeśli tak, to czy my ludzie - na poziomie kwantowym – możemy doznać owego rozdzielenia i przenosić się w światy równoległe? Jeżeli tak, czy to z kolei oznacza, że możemy być w różnych wymiarach rzeczywistości, które istnieją równolegle? Tak na marginesie, o światach równoległych mówił poprzednik Einsteina, Nicola Tesla. Zatem, czy istnieje połączenie między równoległymi wymiarami rzeczywistości lub pomiędzy rzeczywistością obecną, przeszłą i przyszłą? Einstein i Tesla snuli przypuszczenia, iż przeszłość, teraźniejszość i przyszłość są nierozerwalne. Nie jestem pewna, czy właśnie tego doświadczyłam, lecz póki co - przybliżę Wam coś, co mi się przydarza coraz częściej... Nie dalej jak w maju 2017 roku temu poznałam pewną dojrzałą i o wyjątkowej urodzie osobę. Takiej urody się nie zapomina, a przynajmniej ja - jako malarz - nie zapominam. Widziałam ją tylko raz na żywo, rozmawiałam i siłą rzeczy podziwiałam rysy twarzy. W październiku ponownie się spotkałyśmy i chwilę rozmawiałyśmy. Nazajutrz, robiąc porządki w schowku, przepakowywałam obrazy namalowane ponad siedem lat temu, a których od ukończenia nie ruszałam. Jakież było moje zaskoczenie, gdy na jednym z obrazów odkryłam podobiznę owej istoty. Jak mogłam ją namalować przed siedmioma laty, skoro znam ją ledwie od pół roku? Mało tego - twarz i figura jest z czasów jej młodości, czyli sprzed, bez mała, dwóch dekad! Czy to nie jest powód do postawienia hipotezy, że naprawdę mylimy się co do postrzegania zjawiska czasu? "Przyglądam" się czasowi, gdyż coraz częściej i coraz bardziej wyraziście doznaję "prze-wy-skoków" czasowych. Bo to, że kogoś szkicuję, a parę dni później poznaję w tzw ziemskim realu, to już norma. Jednak to nie to samo co namalować kogoś siedem lat wstecz z podobizną z jeszcze wcześniejszego okresu, a do tego poznać tę osobę parę miesięcy temu. Czyż słowa Alberta Einsteina: "Czas nie jest wcale tym, czym się wydaje. Nie płynie tylko w jednym kierunku, a przyszłość istnieje symultanicznie z przeszłością" nie znajdują tu uzasadnienia?