top of page

Dotyk niedotykalnego


John Wheeler - fizyk: "...Czas jest tym, co chroni wszystko przed wydarzaniem się jednocześnie...". Czym jest świadomy sen, a czym progresywny? Tyle o tym czytałam, lecz jakoś ich nie doświadczam. A może jednak się mylę? Doświadczenie dzisiejszej nocy skłania mnie do postawienia owego pytania. Czy sen stanie się jasną odpowiedzią? Teraz proszę o skupienie. Śpię. Widzę siebie i to, że się budzę ze snu nr 1, w którym widziałam swe wybudzenie ze snu nr 2 o innym wybudzeniu ze snu nr 3. Słowem: zaliczam cofanie się z najdalej ułożonego w czasie snu przez kilka „sennych portali”. Dodam, że w owym obrazie sennym każdy z wymienionych portali ma swój własny czasomierz, co więcej - czas w każdym ze snów płynie inaczej. I uwaga - podczas przekraczania kolejnych portali zegary się na siebie nakładają, tworząc coś na kształt machiny czasowej.

- A jeśli tzw. real również jest snem, który się kończy w chwili przejścia przez kolejną bramę snu zwaną śmiercią? - pojawia się pytanie, na które w ramach

odpowiedzi otrzymuję obraz komputera. W swych kształtach przypomina XIX wieczną kasę sklepową, bardzo ozdobną i wysrebrzoną. Nic nie rozumiem. Nic a nic i nie jest to dla mnie stan komfortowy. Otwieram oczy. Znów sen się kończy zadaniem do rozkminienia. A może nie sen, a podprogram w znacznie większym systemie software`owym? Tak czy inaczej biez wodki nie razbieriosz! Szczęśliwie zdaję sobie sprawę z tego, że za moment otrzymam choćby podpowiedź z podświadomości. I tak się dzieje już następnej nocy...

Widzę siebie we śnie - a raczej czuję - jak i to, że rozstaję się z Ziemią. Odchodzę do innego wymiaru rzeczywistości. Rozpuszczam się, stając fizycznie niewidoczna. Moje ciało jest coraz lżejsze i lżejsze, aż wreszcie zaczynam się unosić z jednoczesnym zachowaniem pamięci wydarzeń tego życia i pełnej świadomości "przechodzenia" z ciała materialnego do niematerialnego. Nie ma we mnie żalu, bólu, gniewu. Towarzyszy mi natomiast ciepłe poczucie spokoju i skończonej ziemskiej roli. W poczuciu miłości i wdzięczności przechodzę przez wrota czasu. Tuż po przebudzeniu przypominają mi się słowa Einsteina: "...Czas nie jest wcale tym, czym się wydaje. Nie płynie tylko w jednym kierunku, a przyszłość istnieje symultanicznie z przeszłością...", a po paru minutach także pewnego starego ogrodnika: "Róża nie rozkwita czarną nocą". Czy aby na pewno? Czymkolwiek są: czas, senne portale, tudzież przechodzenie do innego stanu istnienia, jednego mogę być pewna - nocą dotykam niedotykalnego i zyskuję pewność, że róża może rozwinąć swe płatki nawet w najczarniejszą noc.

bottom of page