WOKÓŁ MIŁOŚCI MICHAŁA GLINKI
Romantycznie usposobieni mawiają, iż miłość bywa wieczna. Niektórzy jeszcze dorzucają, że takiej to i małżeństwo nie zaszkodzi. Czy aby na pewno? Moim skromnym zdaniem niektórzy ludzie nie powinni wstępować w stałe związki. A artyści i geniusze – nigdy i pod żadnym pozorem! I nie dlatego, że już w tydzień po ślubie czują się o kilka lat starsi, bo nie. A z tego powodu, że nawet największe umysły oraz mędrcy – potrafiący rządzić państwem – dla swych ładniejszych połówek są jedynie zwyczajnymi głupcami. I cóż wtedy takim pozostaje na pocieszenie? Romans Pamiętam cudne chwile Puszkina z muzyką dopisaną po dwudziestu latach przez Glinkę? Co ciekawsze, Aleksander Siergiejewicz Puszkin swój utwór zadedykował Annie Kern, a Michaił Glinka Katarzynie Kern, córce wspomnianej Anny. Swe dzieła ofiarowali z miłości, rzecz jasna. A przynajmniej obaj tak uważali w chwili kreacji. Gorąca wschodnia krew? Nie tylko! Bo i polska, kresowa, w dodatku szlachecka.
Władysław Glinka, dziad Iwana Nikołajewicza - ojca Michaiła Glinki, był polskim szlachcicem z rodu Glinków herbu Trzaska, z Ziemi Łomżyńskiej. Po utracie Smoleńska przez Polskę roku Pańskiego 1654 przyjął poddaństwo rosyjskie i przeszedł na prawosławie. Zachował szlacheckie przywileje, w tym herb i majątek Nowospasskoje. Ojciec Michaiła nie szczędził środków na inwestycje, dlatego wszystko w posiadłości wyglądało imponująco. Drogi, mosty, skwery, wybielone domki i chatki. Za dworkiem stał park angielski. Rządy Glinków były przez mieszkańców cenione, a cała rodzina szanowana. Zresztą wyprzedzali swą epokę nie tylko gospodarnością, a między innymi podejściem do chłopów. W dobie pańszczyzny traktowali ich, jak równych sobie. W tym duchu wychowali Michała i jego rodzeństwo. Z poszanowaniem tradycji, kultury, sztuki ludowej. Nie dziwne, że chłopak sam się do niej garnął. Uwielbiał słuchać dumek i zaśpiewów wieczornych okolicznej gawiedzi. Właśnie te utwory, z czasów dzieciństwa, znajdą później odbicie w najważniejszych dziełach kompozytora. Szkoda, że niedocenionych. Muzykowi bowiem przyjdzie się zmagać się z wieloma przeciwnościami. I ktoś teraz powie: nie jemu pierwszemu i nie ostatniemu, a poza tym muzyka to nie wszystko. I będzie miał rację, bo sztuka nie przesądza o całym życiu. Czasem wypełnia je miłość… Niestety, ta u Glinki przybierze tragiczny wymiar. Na wstępie tej opowieści zaznaczam, że Glinka do nadmiernie kochliwych nie należy, co nie oznacza, że nie lubi płci przeciwnej. Ma do niej nieco wyidealizowany stosunek, jak również do instytucji małżeństwa. Ot, poważny jegomość i już! Ale na każdego przychodzi kryska, wcześniej czy później. Na Glinkę także. Michaił dobiwszy trzydziestych urodzin zakocha się w siedemnastoletniej krasawicy, Marii Iwanowej, bale, stroje i męskie towarzystwo wyżej ceniącej od swego męża i jego muzyki. Mimo, iż w początkowym okresie Glinka okaże się ślepo zadurzony, jak i cała reszta zakochanych-obłąkanych, to zapewniam, że nasz bohater oprzytomnieje. Nieprędko, ale jednak, ponieważ grono „życzliwych” – z lubością donoszących o romansach Marii Iwanowej – będzie się systematycznie powiększać. Glinka przekona się, iż pogłoski nie są plotkami wyssanymi z palca, a prawdą. „Przez przypadek” podsłucha informacji o schadzce kochanków. Tak się zagotuje, że postanowi opuścić niewierną żonę, zostawiając jej mieszkanie z całym wyposażeniem. Sam się wyniesie do przyjaciela.
A co zrobi Maria? Rzuci się do stóp męża, błagając go o wybaczenie? Nic bardziej mylnego! Będzie roniła łzy w rękaw „pocieszyciela”. Glinka też zresztą nie da się pogrzebać za młodu, bo pozna Katarzynę Kern. Istotę o nieco refleksyjnej naturze, obdarzoną smukłą sylwetką, dobrym wykształceniem, nienagannymi manierami, słowem: „przyzwoitą partię”. Przy niej odżyje, a nawet ulegnie uczuciom. Przyrzeknie Katarzynie, że weźmie rozwód z Marią Iwanową, obieca małżeństwo i… rozkocha w sobie dziewczynę. Na jej zgubę! Gdy Katarzyna zajdzie w ciążę, sprawy się naprawdę skomplikują. Dziewczyna zażąda od Glinki zdecydowania i zajęcia konkretnego stanowiska, a co ważniejsze – działań. Ten zaś, bojąc się skandalu, średnio się odnajdzie w całym tym zamieszaniu. Nie, żeby chował głowę w piasek, skąd! Przystąpi do działania, a jakże! Wyłoży pieniądze na zabieg, a następnie wyśle dziewczynę do jej matki na wieś, aby tam doszła do siebie. I żeby się sprawa nie wydała. Koszmar? Pamiętajmy, że mowa o roku 1841. W tej epoce i Europie środkowo-wschodniej panuje dalece odmienna mentalność i obyczajowość od tej, którą znamy z XXI wieku. W tych czasach, w tzw. „towarzystwie”, pannę z dzieckiem traktuje się niczym wyklętą lub trędowatą. Cudzołożnika, który bierze z żoną rozwód, a na boku ma inną i jeszcze bękarta, również się nie oszczędza. Glinka więc wiele ryzykuje: utratę pracy, szacunku, koneksji. Chce szybko i po cichu wziąć rozwód, a następnie równie cichy ślub. Za jakiś czas pożałuje swych kroków, lecz niczego już nie zdoła cofnąć. Po drugie, rozwód także wyjdzie mu bokiem i to bardziej, niż się tego spodziewa. Jak wiadomo cerkiewne procedury rozwodowe trwają latami. Jednakże Glinka, chcąc przechytrzyć los i instytucję, poda swą żonę do państwowego sądu. Jakoby Maria Iwanowa w tak zwanym międzyczasie rzekomo popełniła bigamię, wychodząc ponownie za mąż. Pijany pop miał udzielać ślubu Marii z niejakim Wasilczikowem, młodym kadetem. Afera gotowa! Do akcji wkroczy wysoko ustawiony na dworze carskim wuj Wasilczikowa. On doprowadzi do gruntownego śledztwa. Przyparty do muru pop wprawdzie potwierdzi, iż podczas ceremonii był pijany, lecz przerażony wizją straszliwych dla niego konsekwencji – wycofa zeznania. Duchowny w efekcie oskarży nie kogo innego, jak tylko samego Bogu ducha winnego kompozytora. Zarzuci Glince przekupienie popa, aby ten udzielił ślubu jego eks-żonie z kimkolwiek, kto się tylko nawinie pod rękę… Sprawa widziana oczyma wyobraźni Glinki jako kilkumiesięczna i całkiem prosta przejdzie jego najśmielsze fantazje. Przeciągnie się na lata, a dokładniej na sześć długich lat. I nie obejdzie się bez adwokatów, sędziów, grubych tomów akt i wielu rozpraw. Gdy wreszcie rozwód zostanie orzeczony i zarejestrowany w cerkwi, Glinkę mało już obejdzie ta informacja, gdyż sam zainteresowany zdąży się odkochać. Mało z tego, ku rozpaczy zakochanej i stęsknionej Katarzyny, podejmie decyzję o pozostaniu w stanie bezżennym! I zajęciu się wyłącznie muzyką.
Gdy miną kolejne wiosny, a wraz z nimi odpłyną wody w rzekach i niezrealizowane marzenia, zrezygnowana trzydziestosześcioletnia Katarzyna przestanie ufnie czekać na odmianę michaiłowego serca i wyjdzie za mąż za pewnego poczciwego adwokata i wdowca. Urodzi mu syna, a dziewięć lat później sama owdowieje. Pragnąć zapewnić dziecku dobre wykształcenie podejmie pracę guwernantki w bogatych domach. Przynamniej spełni jedno jej marzenie – wykształci syna. Jej pierworodny zostanie znanym geografem, podróżnikiem i akademikiem. To u niego Katarzyna doczeka w spokoju swych ostatnich chwil.
Michaił Glinka w tym czasie zdobędzie uznanie poza Rosją, szczególnie we Francji i Niemczech. Na kilka dobrych lat wyprowadzi się z ojczyzny do Berlina. Pewnego wieczora, wracając z opery po premierze do domu, przeziębi się i dostanie zapalenia płuc. W mękach trawiącej i wyczerpującej go siedmiodniowej gorączki – według świadków – zakończy się smutna historia pięćdziesięcioczterolatka. Szkoda, że nikt z jego znajomych w Rosji i Polsce nie odnotuje tego faktu. W ojczyźnie zrobi się o tym głośno dopiero po trzech miesiącach! Wieści nie ominą i Katarzyny Kern. Ona przeżyje muzyka o czterdzieści siedem lat. Okres wystarczający, by zapomnieć, lecz tak się nie stanie. Syn Katarzyny, zamykając matce powieki, dostrzeże mały zwitek w zakleszczonych dłoniach starowinki. Na pomiętej i pożółkłej fotografii rozpozna Michaiła Glinkę.
Nie każda miłość tak się kończy. Bywają trudniejsze, a jednak spełnione, choćby matki Katarzyny Kern – Anny Kern. Myślę, że warto ją przybliżyć. Przypominam, iż znajdujemy się w roku 1841. Wyobraźmy sobie dojrzałą, czterdziestojednoletnią piękność z dwuletnim synkiem na kolanach, a obok młodzieńca. Ów dwudziestojednoletni mężczyzna jest dalekim kuzynem Anny i ojcem ich wspólnego dziecka. Ta para w harmonii uczuć doczeka później starości. Nie do wiary? A jednak! Dodam jeszcze, że Anna Kern jest zjawiskowej urody oraz posiada nietuzinkową osobowość! I nie dziwota, że się w niej durzył sam maestro Puszkin, pisząc poematy. Co ciekawsze, poznał ją dzięki pierwszemu mężowi Anny. Ale po kolei. Siedemnastoletnia Anna została wydana za mąż, wbrew swej woli, za wysokiego rangą generała carskiego - Jermołaja Kerna. Na domiar złego, generał skończył właśnie pięćdziesiąt dwa lata. Bardzo prawdopodobne, że przez tę różnicę wieku nie nawiązał z żoną dostatecznie dobrego porozumienia. W swych pamiętnikach Anna pisała, że go nie kochała i nie szanowała. Uczucie niechęci przerzuciła na swe dwie córki, Katarzynę i Annę. One stały się ofiarami braku miłości rodziców. Ani ojciec, ani matka nie chcieli ich wychowywać. Po drugie, z racji zawodowych generała, rodzina zmuszona była ciągle się przenosić. Dziewczynki oddano więc na wychowanie do szkoły prowadzonej przez zakonnice, paradoksalnie ofiarowując im odrobinę spokoju i stabilizacji. Tymczasem Anna i Jermołaj Kern, przenosili się z miejsca na miejsce, dzięki czemu poznawali różnych ludzi z najwyższych kręgów. W Petersburgu przedstawiono im wiele znakomitości świata sztuki i nauki, wśród nich i Aleksandra Puszkina. Krótko potem Anna postanowiła odejść od męża i odwiedzić swą ciotkę w Tigorskim, gdzie ponownie spotkała poetę. Wtedy powstał jeden z najbardziej znanych wierszy Puszkina Do***. Między poetą a muzą zaiskrzyło, choć płomień się pojawił dopiero po dwóch latach i… szybko zgasł. Romans dla Anny chyba nie był aż tak ważny, zważywszy, iż Puszkina próżno by określić mianem jej pierwszej przygody. A na pewno nie ostatniej! Oto słowa samego Puszkina, pisane do przyjaciela: „Drogi Siergieju, Anna jest nierządnicą babilońską. Liczę na twą dyskrecję.”. Nieutulony w żalu Puszkin swe uczucia przelewał w poezję, aż wreszcie znalazł pocieszenie w ramionach wielbicielki sztuki. Zakochawszy się w pięknej niewieście, Natalii Gonczarowej, postanowił się ustatkować. Długo się tym nie nacieszył. Raptem po sześciu latach małżeństwa z piękną Natalią dał się wciągnąć w jakąś ponurą awanturę z anonimowym listem o niewierności żony. Prawdziwej, czy wymyślonej – nieistotne, bowiem na ten temat krąży wiele sprzecznych teorii. Jedna z nich powołuje się na misternie knute na dworze carskim intrygi, które wyszły na jaw dopiero wiele lat po śmierci poety. Cóż, poezja Puszkina, rewolucyjna jak na owe czasy, nie cieszyła się przychylnością władzy. Dobrze, że nieprzychylność władcy Imperium Rosji względem twórcy nie przeniosła się na Annę Kern, bo ta całe lata utrzymywała przyjacielskie stosunki z dalszą rodziną Puszkina, uświetniając swą osobą rozliczne bale oraz gale na carskim dworze. Jednak w pewnym momencie całkowicie znikła z towarzystwa. Skąd ta nieoczekiwana zmiana? Nie trudno się domyślić, iż z powodu miłości. W wieku trzydziestu sześciu lat Anna Kern zakochała się w swym kuzynie, szesnastoletnim kadecie, Aleksandrze Winogradzkim. Uczucie to tak ją odmieniło, że po trzech latach urodziła Aleksandrowi dziecko. Parę miesięcy później umarł generał Jermołaj Kern. Anna mogła wówczas spokojnie żyć z wysokiej renty po świętej pamięci mężu, ale zdecydowała się na ślub z Aleksandrem Winogradzkim, tracąc przy tym wszelkie świadczenia i przywileje pani generałowej. Cóż, miłość nie liczy się z kosztami, aczkolwiek w tym konkretnym przypadku powinna. Małżonkowie zamieszkali na wsi, z daleka od nienawistnych spojrzeń. To pociągało za sobą spore wydatki, zmuszając Annę do wyprzedaży pamiątek, między innymi listów od Aleksandra Puszkina. Przez kolejne trzydzieści osiem lat Anna i Aleksander wiedli mniej niż skromny żywot, aż do roku 1879, w którym ukochany mąż Anny odszedł na zielone pastwiska Pana. Do ostatniego oddechu trzymał Annę za rękę. W cztery miesiące później i ona podążyła jego śladami.
Aneta Skarżyński
Comments